Opera na Zamku w Szczecinie zaprasza na piątek 30 grudnia na recital Victorii Vatutiny „American Songs – wieczór muzyki amerykańskiej”.

Sopranistce towarzyszyć będą: Olga Bilas – fortepian, Dominika Sobkowiak – perkusja i Michał Borczyk – kontrabas. Będzie to klimatyczny wieczór muzyki amerykańskiej i złotych standardów jazzu, który pozwoli poczuć przedsmak zabawy sylwestrowej. Sięgniemy do afroamerykańskich korzeni jazzu, usłyszymy tradycyjne pieśni gospel, liryczne ballady jazzowe oraz przeboje Broadwayu, które weszły do złotych standardów muzyki jazzowej. Program zaiskrzy od mistrzowskich kompozycji Duka Ellingtona, braci Gershwin, Cola Portera. Posłuchamy takich hitów, jak „I’ve Got A Crush On You”, „Manhattan” czy „Over the Rainbow”, które niezmiennie gościły w repertuarze Sarah Vaughan, Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga. Gorąco zapraszamy!

Amerykański krąg radości

„Muzyka afroamerykańska jest obecna w moim życiu od dziecka” – mówi Victoria Vatutina*, sopranistka Opery na Zamku w Szczecinie, która w przeddzień sylwestrowej nocy zaprezentuje podczas swojego oryginalnego recitalu hity jazzu, gospel czy przeboje Broadwayu. O tym, dlaczego zdecydowała się odejść na moment od arii, o brzmieniu sopranu w zupełnie innej technice śpiewania i skoku na głęboką muzyczną wodę z artystką rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

 Magdalena Jagiełło-Kmieciak:

Pod koniec grudnia wystąpi Pani z dość zaskakującym jak na sopranistkę recitalem „American Songs”. Niewielu śpiewaków operowych decyduje się na śpiewanie jazzu, gospel czy broadwayowskich hitów. Czy to dla Pani muzyczny skok na głęboką wodę?

Victoria Vatutina:

O tak, to bez wątpienia muzyczny skok na stronę. (śmiech) Ta głęboka woda mnie pociągała od bardzo dawna i jestem podekscytowana tym, że wreszcie przed nią stanęłam! Jestem jednak pewna, że opera się na mnie nie pogniewa, bo zawsze będzie moim priorytetem.

Pytanie banalne, ale muszę je zadać – skąd pomysł na odejście od klasyki operowej?

Odpowiedź będzie również banalna: z mojej wewnętrznej potrzeby. Muzyka afroamerykańska jest obecna w moim życiu od dziecka. Jazz, blues, gospel, soul, funk brzmią w moim domu, w moich słuchawkach, w mojej głowie od zawsze. Wspólne muzykowanie w tych stylach to nasz – z siostrą i bratem – ulubiony sposób komunikacji. Lubię i umiem to robić, dlatego marzyłam o spróbowaniu porozumieć się w ten sposób z moimi kolegami ze świata muzyki klasycznej. Namawiać długo nikogo z kolegów nie musiałam – od każdego usłyszałam „tak” od razu!

Towarzyszyć będzie Pani fortepian, kontrabas, perkusja – czyli będzie „na bogato”.

Na fortepianie zagra Olga Bilas, na kontrabasie – Michał Borczyk i na instrumentach perkusyjnych – Dominika Sobkowiak. Jak się okazało, każdy z nich na swój sposób dotknął jazzu w swoim życiu, co zresztą mnie nie dziwi – bardzo często dobry muzyk klasyczny albo gra albo słucha jazzu. Teraz, kiedy próbujemy kolejne utwory do recitalu, mam wielką frajdę obserwując, jak nabierają blasku oczy Olgi, Dominiki i Michała! Doświadczamy razem wielkiej przyjemności, stajemy się sobie bliżsi.

Wydawałoby się, że sopranistka na recital wybierze operowe, operetkowe arie, a tu… zupełnie coś innego.

Od razu mówię, że nie znoszę operetki. (śmiech) Publiczność zasłuchaną w muzyce klasycznej i operze spróbujemy dołączyć do naszego „kręgu radości”, tym razem w repertuarze amerykańskim. Postaramy się zrobić to na luzie, z przyjemnością. Chcę zobaczyć uśmiechnięte twarze i poruszające się w rytmie muzyki głowy, chcę, żeby wychodząc z Opery 30 grudnia, ludzie nucili pod nosem którąś z usłyszanych piosenek, żeby zabrali do swojego domu „My Favourite Things” czy „I’ve Got A Crush On You”.

Jazz czerpie z gospel, z muzyki klasycznej, z kolei musical z jazzu. To łączy te trzy gatunki muzyki. Ale śpiewaczka operowa na scenie z takim repertuarem to nie tylko rzadkie zjawisko, o czym mówiłyśmy, to przede wszystkim trochę inne śpiewanie. Czy się mylę?

Nie myli się Pani. (śmiech) To inne śpiewanie pod względem techniki, ale pod względem ekspresji – to samo, ciągle to samo: miłość, szczęście, samotność, cierpienie, radość, ból, desperacja, uniesienie i tak dalej – cały wachlarz złożonych ludzkich emocji. Od Bessie Smith i Billie Holiday nauczyłam się nie mniej, niż od Marii Callas i Anny Moffo. Jak już wcześniej mówiłam, w śpiewie interesuje mnie ekspresja. Style i gatunki to kwestia gustu. Ekspresja – to sedno, warunek sine qua non.

Bo z drugiej strony, gdy zajrzymy w partytury sprzed wieków – skąd mamy wiedzieć, jak swoje partie śpiewali soliści, prawda?

Uganianie się za „autentycznym” brzmieniem, próby rekonstrukcji „dawnego” sposobu wydobywania dźwięku przez muzyków klasycznych zawsze odbierałam bardzo sceptycznie. Kończy się to tym, że jedni współcześni „autentyczni” muzycy imitują sposób brzmienia drugich – tych, którzy osiągnęli sukces komercyjny i uchodzą za wzorzec. W ten sposób powstaje kolejna imitacja imitacji i jesteśmy coraz dalej od poszukiwanej autentyczności.

Co trzeba umieć, żeby śpiewać muzykę czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych? Tu potrzeba ogromnej elastyczności, improwizacji. Jak zamierza się Pani „przestawić”?                                     

Odpowiedź leży na powierzchni – trzeba tę muzykę znać. Trzeba jej słuchać. Wtedy nie potrzeba się „przestawiać”. (śmiech)

Pani śpiew nie będzie „obarczony” stylem divy operowej? Ucieknie Pani od niego czy nie trzeba? Repertuar recitalu sugeruje choćby nieco „brudny”, chropawy głos, a przecież to nie wszystko, co różni operę na przykład od jazzu…

To jest to samo, co z poszukiwaniem „autentycznego” brzmienia przez muzyków klasycznych. Usiłowanie „białych” śpiewaczek odnaleźć w sobie „czarny” czy „brudny”, jak Pani powiedziała, głos – to porażka już w założeniu. Imitacja. Będę śpiewać swoim głosem, nie mam co narzekać na swój instrument – biały czy czarny, czy niebieski – oby wyrazisty! (śmiech) Głos albo trafia do serca słuchacza, albo nie trafia – dla mnie to najwyższe prawo sztuki śpiewu

Ale w operze – elastyczności mówimy „tak”, interpretacji – „tak”, nie ma w niej jednak miejsca na improwizację.

Ma Pani rację. Opera jest nietykalną świętością, wymagającą absolutnej dyscypliny w wymiarze harmonicznym oraz rytmicznym. Jednak kompensacją tego „jarzma” jest piękny fenomen – niuans. Swoje umiejętności improwizacyjne rozwijamy w sposób bardzo rafinowany i subtelny, uczymy się swobody w bardzo sztywnych warunkach. Trudna metoda, ale bardzo efektywna, i pewnie nie tylko w muzyce. (śmiech)

Czyli jak w praktyce zamierza Pani przygotować się do recitalu i wykorzystać swój instrument, jakim jest głos?

W tym dniu nasłucham się muzyki, żeby uruchomić wyobraźnię słuchową, potem ćwiczenia oddechowe, żeby uruchomić aparat oddechowy, porozmawiam z siostrą po angielsku, żeby uruchomić aparat artykulacyjny, rozśpiewam się z zamkniętymi oczami, żeby połączyć głos z oddechem i wyobraźnią słuchową, kilka wspólnych dźwięków z Olgą, Dominiką i Michałem – i polecimy! Jak zamierzam wykorzystać swój instrument? Skutecznie! (śmiech)

Czyli poczujemy się jak w Ameryce?

Oczywiście! (śmiech)

I 30 grudnia zobaczymy na scenie kameleona muzycznego?

Cztery kameleony! (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.

 

Program:

Plenty Good Room”, afroamerykańska pieśń religijna w oprac. Donalda Moore’a

Richard Rodgers, Lorenz Hart – “Nobody’s Heart” z musicalu “By Jupiter”

George i Ira Gershwin – “They Can’t Take That Away From Me”

Duke Ellington – “Solitude”

George i Ira Gershwin – “They All Laughed”

Harold Arlen, Ted Koehler – “Stormy Weather”

“Ain’t That Good News”, oprac. William L. Dawson

Duke Ellington, Kenny Barron – “Prelude To A Kiss”

“Witness”, oprac. Mark Hayes

***

George i Ira Gershwin – “I’ve Got A Crush On You”

Oscar Hammerstein II, Richard Rodgers – “My Favourite Things”  z musicalu “Dźwięki muzyki” (The Sound of Music)

Duke Ellington, Irving Mills – “It Don’t Mean A Thing” (“If It Ain’t Got That Swing”)

Harold Arlen, Yip Harburg – “Over the Rainbow” z musicalu “Czarnoksiężnik z Krainy Oz” (“The Wizard of Oz”)

Richard Rodgers, Lorenz Hart – “Manhattan” z rewii “The Garrick Gaieties”

Cole Porter – “I’m In Love Again” z rewii Greenwich “Village Follies”

“Over My Head I Hear Music In The Air”, oprac. Emily Crocker

Termin:

30 grudnia 2022, piątek, godz. 18.00

Miejsce: Sala Kameralna im. J. Nieżychowskiego (wejście A, II piętro). Miejsca na widowni podczas koncertu są nienumerowane.

*Victoria Vatutina

Pochodzi z Ukrainy. Studiowała filologię klasyczną na Uniwersytecie Narodowym w Kijowie. Ukończyła z wyróżnieniem Narodową Akademię Muzyczną oraz Studio aktorskie przy teatrze Lesia Kurbasa we Lwowie. Zdobyła Grand Prix na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym „Sztuka XXI wieku” w Kijowie. W Polsce zadebiutowała na scenie Opery Wrocławskiej w 2006 roku w partii Violetty w ”Traviacie” G. Verdiego. W latach 2007 – 2017 była solistką Opery Nova w Bydgoszczy. Od sezonu 2017/2018 jest solistką Opery na Zamku w Szczecinie. Występuje m.in. w takich operach jak: „Così fan tutte” (Fiordiligi), „Die Zauberflöte” (Pamina), „Le Nozze di Figaro” (Susanna) W.A. Mozarta, „Il Barbiere di Siviglia” (Rosina) G. Rossiniego, „L’Elisir d’Amore” (Adina) G. Donizettiego, „La Traviata” (Violetta), „Rigoletto” (Gilda), „Un Ballo in Maschera” (Oscar) G. Verdiego, „La Bohème” (Mimi, Musetta), „Gianni Schicchi” (Lauretta) G. Pucciniego, „Carmen” (Micaela) G. Bizeta, „Roméo et Juliette” (Juliette) Ch. Gounoda. Była dwukrotnie nominowana do nagrody dla najlepszej śpiewaczki operowej w Polsce, w 2019 r. za partię Fiordiligi w „Così fan tutte” W.A. Mozarta oraz w 2021 r. za partię Julii w „Romeo et Juliette” Ch. Gounoda. W 2022 r. otrzymała od Ministra Kultury honorową odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

Fot. Marek Hofman

Projekt plakatu: Marek Hofman