Stargardzianka mieszkająca w Berlinie: "Na ulicach czuć strach i smutek"

Nie ustają komentarze i szok po wczorajszych wydarzeniach w Berlinie. Zamachowiec uprowadził polską ciężarówkę i wjechał nią w grupę ludzi odwiedzających bożonarodzeniowy jarmark.

Zamachowcem był 32-letni pakistańczyk – ekspertyzy wykluczyły, że to polski kierowca prowadził samochód. Ciężarówka należała do firmy przewozowej z Gryfina. Jak powiedziała nam Martyna Gressel, stargardzianka mieszkająca na stałe w Berlinie, na ulicach miasta wciąż czuć strach i niepokój. – Widać, że jest smutek. Wszyscy wzajemnie pytają się, czy wszystko w porządku z naszymi rodzinami i znajomymi. Jest bardzo wielu rannych, więc każdy boi się, że ofiar śmiertelnych przybędzie. Wiele osób boi się, że wśród rannych są ich bliscy.

Niemiecka policja potwierdza: w szoferce TIR-a w Berlinie znaleziono ciało Polaka. Jest jedną z 12 ofiar zamachowca. Został zastrzelony. Miał też rany kłute. Po raz ostatni rodzina mężczyzny miała z nim kontakt wczoraj, około 15. Wysłał jeszcze zdjęcie z jednego z berlińskich lokali z kebabem. Ariel Żurawski – właściciel gryfińskiej firmy przewozowej, w której mężczyzna pracował – opowiada, że potem jego telefon przestał odpowiadać.

W chwili zamachu Polak prawdopodobnie już nie żył. Ciężarówkę prowadził 32-letni Pakistańczyk, mieszkający w Berlinie od kilku miesięcy. Napastnik został zatrzymany – jeszcze nie usłyszał zarzutów. Rannych jest blisko 50 osób.

zdj. Fabrizio Bensch www.reuters.com