Upały nadchodzą, a w Szczecinie tylko dwie kurtyny wodne. Czy to wystarczy?

ZWIK co roku stawia w Szczecinie tzw. kurtyny wodne, które w upalne dni schładzają przechodzących ulicami mieszkańców. Problem, który wraca co jakiś czas dot. ich ilości. Szczecinianie otwarcie mówią, że kurtyn jest zdecydowanie za mało.

Choć większa część lata już za nami, na termometrach dalej uświadczymy wysokie temperatury. Zwłaszcza w Szczecinie, gdzie zapowiadane są upały. Dlatego właśnie Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Szczecinie postawił na początku lata dwie kurtyny wodne, które jak mówią sami inicjatorzy „stoją w najbardziej newralgicznych miejscach”. Mieszkańcy są innego zdania i wskazują, że kurtyn jest zdecydowanie za mało.

Dziś w realiach, w których się obracamy, ZWiK postawił dwie kurtyny. One są w takich newralgicznych punktach, gdzie mieszkańców naszego miasta jest najwięcej. One uruchomione są zawsze wtedy, kiedy temperatura wynosi powyżej 27 stopni. Musimy brać pod uwagę takie realia finansowe i kadrowe, w których się znajdujemy. Więc dwie kurtyny codziennie, co najmniej dwa razy, jeżeli nie ma awarii. To jest właśnie ta sytuacja, w której musimy nadzorować właśnie te elementy. A dodatkowym kosztem może być ewentualnie zakup kolejnych takich urządzeń. Bo rzeczywiście na co dzień w przestrzeni publicznej są dwa. My dysponujemy trzema. Natomiast ono zawsze jest jako zapasowe w sytuacji,  w której może ulec to, co już jest w mieście awarii albo jakiemuś aktowi dewastacji- mówi Hanna Pieczyńska, rzecznik ZWiK-u.

Jak dodaje Hanna Pieczyńska „najlepiej byłoby gdyby takie kurtyny stanęły na każdym osiedlu”. Faktem jest jednak, że taki sprzęt jest nie tylko drogi w utrzymaniu, ale i w zakupie. Cena takiej kurtyny to ok. 12 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć koszt obsługi, ewentualne awarie i oczywiście wodę. A sprzęt służy tylko w okresie wakacyjnym. ZWiK nie wyklucza, że może kiedyś kolejne kurtyny zakupi. Teraz jednak zapowiada, że dopóki temperatura utrzymywać się będzie w okolicach 27 stopni, te dalej będą funkcjonować.

Foto: Filip Grzebień