Szczeciński Aladyn mknie ulicami na… Latającym dywanie

Jeśli idąc przez Szczecin, napotkaliście mężczyznę na latającym dywanie, to wcale nie zwidy. Pan Władysław Stec, wielki pasjonat latania, postanowił stworzyć własny magiczny wehikuł, który na każdym kroku przyciąga wzrok przechodniów. Twórca bardzo szybko stał się więc „szczecińskim Aladynem”.

Nie da się ukryć, że pomysł Pana Władysława to ewenement w Szczecinie. Nie widuje się przecież latających dywanów codziennie. Jednak Pan Władysław uznał, że czas to zmienić i opracował własny bajkowy wehikuł. Co prawda nie potrzebował do tego magii, a elektrycznej deskorolki, ale trzeba przyznać, że efekt jest.

– Pomysł narodził się z internetu, bo w internecie widziałem na dmuchawach taki hałaśnik, który to właściwie przeturlało się może parę metrów tylko i się uniosło, ale to było zbyt hałaśliwe, głośne. To mnie zainspirowało i wymyśliłem właśnie bardziej ekologiczny, elektryczny, żeby to było ciche i żeby się ładnie przesuwało w ogóle po mieście swobodnie. Można było tym latać od 0 km na godzinę, do powiedzmy do 30, bo szybciej to już trochę strach jest- komentuje Władysław Stec.

Pan Władysław dodaje, że choć chciałby unieść się wyżej, to nie może, gdyż zakazuje mu tego żona. Dlatego unosi się maksymalnie 20 cm nad ziemią. To mu jednak wystarcza, aby każdy, kto na latający dywan spojrzy, uśmiechnął się pod nosem.

– No śmiechem reagują.  Niesamowity uśmiech na twarzy widać, to jest zadowolenie, pokazują kciuk do góry, że no super konstrukcja, mówią, także no śmiech na całego. Jak są grupy ludzi, no to wtedy rzeczywiście wszyscy się śmieją, komentują, no niesamowite w ogóle mówią komentarze, że jaki wynalazek, jaki pomysł- dodaje Władysław Stec.

Twórca latającego dywanu z samym lataniem również ma dużo wspólnego. Pan Władysław swojego czasu oprócz tworzenia latających konstrukcji, sam latał na paralotni. I choć na razie trzyma się raczej blisko ziemi, miłość do latania wcale w nim nie zniknęła.

– Od młodzieńczych lat zawsze marzyłem o lataniu. Budowałem samoloty, budowałem z papieru, później latawce, modele robiłem napędzane silniczkami dawnymi, które to były dostępne, no i zawsze o tym lataniu marzyłem. Na szybowcach trochę polatałem, ale nie udało mi się zrobić licencji, tak zrobiłem tylko licencję na lotnie i na paralotnie. No i cały czas myślę, marzę o lataniu jednak. Unoszenie się w powietrzu, widok z ziemi, z góry jest bardzo piękny- mówi Władysław Stec.

Na razie Pan Władysław nie zdradza kolejnych planów na wynalazek. Jak sam mówi, stworzenie rozmaitych konstrukcji jest dość czasochłonne. Natomiast podróże latającym dywanem w planach ma ciągle, a może i odwiedzi inne miasta Pomorza Zachodniego.

Foto: Filip Grzebień