Ratownik wodny: trzeba mieć respekt przed żywiołem, który jest dużo silniejszy od nas

Nawet jeżeli dobrze pływamy w akwenach śródlądowych, to nie znaczy, że będziemy dobrze pływać w morzu. Tutaj są inne warunki – prądy wsteczne, falowanie i czasami ta fala wciąga w głębię. Trzeba mieć respekt przed żywiołem, który jest dużo silniejszy od nas – powiedział PAP ratownik wodny Leszek Pytel.

Pytel, który jest ratownikiem WOPR od 46 lat i od 25 lat szefem ratowników strzegących bezpieczeństwa wypoczywających na nadmorskich plażach gminy Mielno, ocenił na podstawie własnego doświadczenia, że „najczęściej niestety toną turyści, nie miejscowi”.

„Typowa sytuacja jest taka, że osoba z rodziną, czy znajomymi, przyjeżdża z południa Polski i po całej nocnej podróży idzie na plażę. Wchodzi do wody i jest albo zawał serca albo utonięcie” – powiedział Pytel.

Dodał przy tym, że nie pamięta, by w gminie Mielno utonęła kobieta. „W zdecydowanej większości byli to mężczyźni w różnym wieku. W przypadku tych starszych roczników, 50- i 60-latków, zwykle w grę wchodzą zawały, historie chorobowe po zbyt nagłym wejściu do Bałtyku, przy dużej różnicy temperatur wody i powietrza. Ale mieliśmy też strażaków dwudziestokilkuletnich, którzy przyjechali na szkolenie i dwóch się topiło. Mieliśmy też księdza, który przyjechał z grupą dzieci spod Szczecinka i ratownicy uratowali dzieci, ale księdza pociągnęła fala i oddała jego ciało dopiero po sześciu dniach w Darłowie” – przekazał szef mieleńskich ratowników.

Zaznaczył, że morze w ciągu kilku godzin potrafi się zmienić. „Tu warunki dla pływających nigdy nie są takie same. Jeżeli nawet dobrze pływamy w akwenach śródlądowych, to nie znaczy, że będziemy dobrze pływać w morzu, bo tutaj są prądy wsteczne, falowanie. Nie zawsze jest tak, że łatwo z falą wrócimy do brzegu, czasami ona wyciąga w głębię. Tam, gdzie jednego dnia była płycizna, drugiego już jej nie ma” – podkreślił Pytel.

Zwrócił też uwagę na to, że Bałtyk nie ma dużego zasolenia i z tego względu też „trochę łatwiej w nim utonąć niż w Morzu Śródziemnym czy Oceanie Atlantyckim”.

Dodał, że on sam, choć pływa od lat i doświadczenie pozwala mu twierdzić, że robi to dobrze, nie wypływa na morską głębinę. „Trzeba mieć respekt przed żywiołem, który jest dużo silniejszy od nas” – podkreśla.

W jego ocenie, ok. 20-30 proc. plażowiczów potrafi jedynie jako tako pływać, maksymalnie kilka umie to robić, ale w basenie, a to, według Pytla, może być za mało na morskie warunki. Pozostali w ogóle o pływaniu nie ma pojęcia. „Percepcja zmienia się pod wpływem alkoholu. Ludzie nabierają pewności, odwagi i wchodzą do wody, ryzykując życie” – zauważył Pytel.

Dodał przy tym, że ratownicy na ratunek tonącemu w Bałtyku mają od 3 do 5 minut. „No może do 6 minut. Powyżej 10 minut to jest z reguły szukanie osoby, która utonęła” – powiedział Pytel, zdaniem którego, to najważniejszy argument za korzystaniem ze strzeżonych plaż. Zaznaczył, że nie przypomina sobie utonięć na mieleńskich plażach strzeżonych. Wszystkie były daleko od nich lub już po godzinach pracy ratowników.

Wspomniał tu tragiczne zdarzenie sprzed kilku lat. Na niestrzeżonej plaży w gminie Mielno od grupy odłączyło się kilku nastolatków. Jeden znalazł się pod wodą. „Po 45 minutach udało się wznowić pracę serca, ale mózg już nie pracował. Chłopak został odłączony od aparatury” – powiedział Pytel.

Podał, że w tegorocznym sezonie letnim, i to w jeden weekend, na mieleńskich niestrzeżonych plażach utonęły dwie osoby. By ofiar nie było więcej, Pytel zaapelował o kąpiele w morzu na plażach strzeżonych, w kąpieliskach oznaczonych bojami – czerwoną dla nieumiejących pływać i żółtą dla tych, co to potrafią.

„Nie skaczmy do wody z falochronów, bo może dojść do złamania kręgosłupa. Nie wchodźmy do morza, gdy wywieszona jest czerwona flaga, bo ona oznacza, że jest za duża fala – powyżej 3 stopni w skali Beauforta, zbyt duża różnica temperatur powietrza i wody, gdzie w Bałtyku jest poniżej 13 stopni Celsjusza lub występują prądy wsteczne” – powiedział Pytel.

Zaznaczył, by w upały i dni z mocnym słońcem nie wchodzić szybko do wody, a stopniowo, schładzając te najbardziej newralgiczne części ciała, jak kark, okolice serca, by kąpiel nie skończyła się wstrząsem termicznym.

Szef mieleńskich ratowników zaapelował także do rodziców i opiekunów dzieci, by na plaży je pilnowali szczególnie uważnie.

„Dzieci gubią się na plaży, bo jest bardzo dużo ludzi. Poza tym krajobraz jest monotonny, dużo parawanów. Jedyna odróżniająca się rzecz to wieżyczka ratownicza. Dlatego, wchodząc na plażę z dziećmi, najlepiej założyć im na rękę opaskę ze swoim numerem. Takie opaski udostępniają ratownicy. Trzeba też dzieciom powiedzieć, że gdyby odeszły na chwilę, poczuły się zagubione, to mają iść do wieżyczki ratowników. My już będziemy wiedzieć, co dalej robić” – powiedział Pytel.

W jego ocenie niedopuszczalne jest to, że rodzice zamiast na dziecko patrzą sobie w morze, piją alkohol.

„Były przypadki, że pijany rodzic dopiero po kilku godzinach zorientował się, że dziecka przy nim nie ma. Mieliśmy rekordzistę, dziecko które przeszło 7 km do Sarbinowa. W tym sezonie dziewczynka samotnie przeszła kilkaset metrów plażą, podczas gdy matka zgłosiła jej utonięcie. Było przeszukanie dna, akcja wszystkich służb” – zaznaczył Pytel.

Ratownik podkreślił, że karygodne jest zachowanie rodziców, którzy spuszczają z oczu dzieci albo puszczają je same do wody, tłumacząc, że na nie patrzą, że jakby co, to zdążą na ratunek. „Tak nie jest. Nie zdążą, samo napicie się wody jest groźne, może dojść do gwałtownego utonięcia” – stwierdził Pytel.(PAP)

autorka: Inga Domurat

ing/ jann/