Prokuratura Rejonowa w Kołobrzegu zakończyła śledztwo w sprawie wypadku, w którym 5 sierpnia 2019 r. śmierć poniosły dwie spadochroniarki z grupy czworga osób wykonujących skok nieplanowanie zakończony w Bałtyku. Przed sądem stanie Marek T. organizator skoku, pilot i wyrzucający skoczków – podała PAP prokuratura.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie prok. Ryszard Gąsiorowski, informując PAP o zakończonym przed kołobrzeskich śledczych postępowaniu, przekazał, że do Sądu Rejonowego w Kołobrzegu skierowany został akt oskarżenia przeciwko Markowi T. To szkoleniowiec, organizator skoków spadochronowych z wieloletnim doświadczeniem.
Prokuratura, o czym poinformował PAP prok. Gąsiorowski, zarzuciła Markowi T. nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa i nieumyślne spowodowanie wypadku w ruchu powietrznym, w wyniku którego śmierć poniosły dwie spadochroniarki. Utonęły w Bałtyku.
„Marek T. jako organizator skoków spadochronowych, jednocześnie pilot samolotu Cessna, będąc odpowiedzianym za bezpieczeństwo osób wykonujących skoki spadochronowe, nie dopełnił ciążących na nim obowiązków zaplanowania wykonywania skoków spadochronowych na lotnisku w Bagiczu” – powiedział prok. Gąsiorowski.
W ocenie prokuratury doszło do zaniedbania organizatora. Skoczkowie, jak ustaliło śledztwo, mieli lądować na plaży, czyli na tzw. terenie przygodnym, mimo że troje z nich nie miało takich uprawnień. „Organizator nie przewidział tego, że lądowanie nie zakończy się na plaży, a w morzu, że dojdzie do nieprzewidzianego zdarzenia wymagającego akcji ratunkowej” – zaznaczył prok. Gąsiorowski.
Marek T., na co wskazał prok. Gąsiorowski, „obrał kurs samolotu prostopadły do linii brzegowej, zamiast równoległy i w ten sposób nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu powietrznym. „Wszyscy skoczkowie lądowali w morzu, nie na plaży – dwie spadochroniarki utonęły, a dwóch spadochroniarzy zostało narażonych na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu” – podkreślił prokurator.
Marek T. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
„W wyjaśnieniach wielokrotnie podkreślał, że nie zaniedbał niczego, co mogłoby być przyczyną zdarzenia. To był 14. lot tego dnia, w 13. Marek T. uczestniczył jako spadochroniarz. Wskazywał przed prokuratorem, że znał więc warunki pogodowe, sprawdził je na własnej skórze. Mówił, że ewentualnie tym, co mogło przyczynić się do tragicznego wypadku, były własne decyzje skoczków, którzy już byli w powietrzu. Założenie było takie, że będą skakać z wysokości 3000 m, że utworzą gwiazdę, potem się rozdzielą i spróbują jeszcze raz się połączyć. Twierdził, że stanowczo przekazał im, że od tego momentu mają otwierać spadochrony, przygotowywać się do lądowania itd.” – poinformował prok. Gąsiorowski.
Oskarżonemu grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. Przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Prok. Gąsiorowski dodał, że śledczy zgromadzili wyczerpujący materiał dowodowy w tej sprawie. Dysponując raportem Komisji ds. Badania Wypadków Lotniczych, powołali także biegłego, który potwierdził wcześniejsze ustalenia KBWL, wskazując, że to działania, zaniechania i niedopatrzenia Marka T. miały wpływ na przebieg tragicznego w skutkach zdarzenia z 5 sierpnia 2019 r.
Z raportu i opinii biegłego wynika, na co wskazał prok. Gąsiorowski, że głównym błędem Marka T. było właśnie jednoczesne pełnienie funkcji organizatora skoku, pilota, wyrzucającego oraz wywożącego skoczków, czym złamał regulamin ustalony we własnej firmie. KBWL zwracała przy tym uwagę na „niewielkie doświadczenie w pilotowaniu, a szczególnie w wywożeniu skoczków” Marka T. Nie dokonał odprawy ze skoczkami przed lotem, w celu zapoznania ich z aktualną prognozą pogody, zasadami bezpieczeństwa obowiązującymi na Lotnisku Bagicz oraz sposobami postępowania w sytuacjach awaryjnych.
Ponadto skoczkowie, mimo wykonywania skoku w pobliżu akwenu wodnego, nie mieli na sobie kamizelek ratunkowych. Zabrakło również skutecznego zabezpieczenia ratowników wodnych. Organizator miał umówić się ustnie z ratownikami WOPR, że ci w razie potrzeby udzielą pomocy lądującym w wodzie skoczkom. Według zeznań ratownika na przełomie lipca i sierpnia 2019 r. Marek T. otrzymał numer kontaktowy z informacją, że ratownicy pracują do godz. 18.00 (do wypadku doszło ok. godz. 19.30). Po tamtym czasie ratownikom nie przekazywał informacji o odbywających się skokach.
Biegły, a wcześniej KBWL, za czynnik sprzyjający wypadkowi uznał także decyzję pilota o wyrzucie skoczków na kursie prostopadłym do linii brzegowej, w kierunku morza, nieuwzględnienie kierunku i prędkości wiatru na wysokości 3000 m oraz zbyt powolne opuszczanie samolotu przez skoczków. Powinni opuścić go w ciągu ok. 15 sekund, a trwało to 28 sekund.
Ponadto opadanie skoczków nad wodą utrudniło im wzrokową ocenę wysokości. Nie bez znaczenia była także próba dolecenia do wyznaczonego na lądowanie miejsca na plaży oraz niewypięcie pasów dociążających o masie 7 i 9 kg przez obie kobiety przed lądowaniem w wodzie.
Czwórka skoczków miała przejść szkolenie w firmie Marka T., zaliczając tzw. Kontrolę Wiadomości Teoretycznych, ale w trakcie skoków zakończonych wypadkiem żaden ze skoczków nie postąpił zgodnie z zasadami lądowania na wodę. Śledztwo wykazało, że użyte do skoku spadochrony i uprzęże nie były wadliwe.
Do wypadku doszło 5 sierpnia 2019 r. Czwórka spadochroniarzy – dwie kobiety w wieku 29 i 33 lat i dwóch mężczyzn w wieku 37 i 33 lat – ok. godz. 19.30 zeskoczyli ze spadochronami z pokładu samolotu Cessna, który wystartował z kołobrzeskiego Lotniska Bagicz (Zachodniopomorskie). Wszyscy po dwukrotnym wykonaniu w powietrzu gwiazdy mieli wylądować na pobliskiej plaży. To się jednak nie udało. Druga próba wykonania figury się nie powiodła, skoczkowie nie złapali się za ręce, otworzyli spadochrony i z różnych wysokości i odległości od brzegu spadli do Bałtyku. 37-latek wylądował ok. 3 m od brzegu, 33-latek ok. 30 m od brzegu. Obaj o własnych siłach wyszli z Bałtyku. Natomiast obie kobiety znalazły się w wodzie ok. 200 m od brzegu. Nieprzytomne zostały wyłowione przez ratowników WOPR i Brzegowej Służby Ratownictwa po ok. 20 minutach. Mimo podjętej reanimacji, nie udało się ich uratować. (PAP)
autorka: Inga Domurat
ing/ dki/