Sprawa nielegalnie wypłacanych pieniędzy z Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej w spółce Tramwaje Szczecińskie trwa już od roku. Według przedstawionych przez spółkę informacji, za aferę miała być odpowiedzialna księgowa. Teraz do sprawy wracają politycy Konfederacji, którzy domagają się wypłacenia pieniędzy poszkodowanym.
Głos w sprawie zabrali przedstawiciele szczecińskiej Konfederacji Dariusz Olech i Rafał Kubowicz:
Wiemy, że pani, która jest za to odpowiedzialna, nie mogła wtedy zostać zwolniona, bo była na L4. Natomiast nie wiemy, na jakim etapie jest śledztwo.
Kasy Zapomogowo-Pożyczkowe to jest rodzaj piramidy finansowej, a w Szczecinie w ten sposób mamy aferę o mniejszej skali, ale podobną do Amber Goldu. Bulwersujące jest tutaj to, że pojawiły się sygnały, że te pieniądze były wyprowadzane nie tylko przez panią księgową, tylko we współpracy z nią i były wyprowadzane w taki sposób, że takie pożyczki były dawane ludziom, którzy już w tramwajach nie pracowali, albo ludziom, którzy się zaraz zwalniali. Albo nawet słyszałem, że takie pożyczki były dawane osobom zmarłym- mówią politycy Konfederacji.
Politycy przedstawili kilka pytań dot. zawiadomienia prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, nie tylko przez księgową Tramwajów Szczecińskich, ale i zarządu spółki. Sprawę komentował Wojciech Jachim, rzecznik spółki Tramwaje Szczecińskie:
Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zostało złożone do prokuratury 30 sierpnia. To pierwsze zawiadomienie na temat defraudacji środków z kasy przez księgową. Tydzień później, o czym tutaj rzeczywiście nie było mowy, zostało złożone drugie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez członków zarządu i komisji rewizyjnej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej- mówi Wojciech Jachim.
Na ten moment rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, Piotr Wieczorkiewicz, tłumaczy, że „Prokuratura zleciła czynności procesowe w trybie europejskiego nakazu dochodzeniowego i aktualnie oczekuje na realizacje działań”. Szacuje się, że kwota zawłaszczona z Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej wynosi ok. 700 tys. zł, a poszkodowanych może być nawet 500 tys. osób.
Fot: Filip Grzebień