Danych o ilości i jakości materiałów niebezpiecznych zalegających na dnie Bałtyku jest za mało, by móc rzetelnie prognozować skalę zagrożenia – wskazał we wtorek na posiedzeniu Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury Grzegorz Witkowski.
“Problematyka wszystkich zatopionych w Morzu Bałtyckim materiałów niebezpiecznych jest zagadnieniem niezwykle złożonym, interdyscyplinarnym, międzynarodowym, specjalistycznym, dlatego wymaga wielopłaszczyznowej współpracy członków wspólnoty międzynarodowej, a także wielu resortów i podmiotów na terenie Rzeczypospolitej Polskiej” – powiedział we wtorek podczas posiedzenia sejmowej Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury Grzegorz Witkowski.
Dodał, że w ostatnich dziesięcioleciach były prowadzone programy badawcze, mające przeanalizować zagrożenie i ocenić ryzyko, aby zweryfikować wpływ na społeczeństwo i środowisko, a także przedstawić propozycje możliwych działań.
Zaznaczył, że badania pozwoliły uzyskać dane, które poszerzyły wiedzę o miejscach zalegania materiałów niebezpiecznych, ale nie o ich ilości i jakości odpadów.
“Nie da się obecnie przewidzieć, jakie skutki ekologiczne i gospodarcze może mieć uwolnienie się materiałów niebezpiecznych do środowiska morskiego. Danych jest zbyt mało, aby móc rzetelnie prognozować skalę zagrożenia” – powiedział wiceminister Witkowski.
Dodał, że “brak jest jednoznacznie przypisanej odpowiedzialności konkretnego organu administracji publicznej, który powinien być podmiotem wiodącym” przy działaniach dotyczących zatopionych w polskich obszarach morskich materiałów niebezpiecznych.
Wiceminister dodał też, że “działania inwentaryzacyjno-wydobywcze” polskich obszarów morskich niosłyby ze sobą “ogromne koszty”.
“Zgodnie ze zaktualizowanymi szacunkami kosztów, które zostały przekazane Najwyższej Izbie Kontroli (…) koszt przeprowadzenia działań na całych polskich obszarach morskich wyniósłby ok. 1,5 bln zł” – powiedział Witkowski.
Podkreślił, że MI powołało “zgodnie z zaleceniami pokontrolnymi” NIK międzyresortowy zespół ds. zagrożeń wynikających z zalegających w obszarach morskich RP materiałów niebezpiecznych, do którego włączeni są m.in. szef Kancelarii Premiera, minister obrony narodowej, ministrowie właściwi do spraw energii, gospodarki wodnej, klimatu, środowiska.
Jak zaznaczył podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Marcin Przydacz, rola MSZ jest w kwestii materiałów niebezpiecznych “stosunkowo ograniczona”.
“Działania, które podejmuje MSZ dotyczą głównie problemu zatopionej broni chemicznej i koncentrują się na zwiększaniu świadomości międzynarodowej, dotyczącej zagrożeń z tym związanych, ale także na temat poszukiwań możliwych rozwiązań w układzie dwu- i wielostronnym” – powiedział Przydacz.
Małgorzata Marciniewicz-Mykieta z Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska zaznaczyła, że w kwestii zagrożeń wynikających z wraków “dotychczasowe badania nie wykazują na problemy, o których można by mówić jako o katastrofie ekologicznej”.
“W zeszłym roku rozszerzyliśmy badania o nowe lokalizacje znajdujące się w najbliższej – bezpiecznej – okolicy dwóch zalegających wraków – Franken i Stuttgart” – poinformowała Marciniewicz-Mykieta dodając, że wyniki mają być znane w czerwcu br.
“Badając przeszło sto wskaźników jakości wód w Morzu Bałtyckim, zarówno w strefie przybrzeżnej, jak i w strefie wód otwartych dotychczasowy monitoring nie wykazał na jednoznaczne powiązanie przyczynowo-skutkowe wpływu na obecny stan jakości (wód) zarówno bojowych środków trujących, jak i paliwa wyciekającego z zatopionych wraków” – wskazała.
Poseł Kacper Płażyński (PiS) podczas dyskusji zaapelował do MSZ o częstsze podejmowanie tematu m.in. podczas rozmów plenarnych i ogólnodostępnych sesji.
“Nie chciałbym się obudzić za 10-15 lat w sytuacji, że już wtedy będziemy musieli się pozbyć tych chemikaliów, bo jednak się okaże, że są szkodliwe bardziej niż myśleliśmy wcześniej, a jedyne firmy, które będą w stanie zająć się tym problemem, to będą firmy na przykład niemieckie z uwagi na ich zaawansowanie technologiczne, i jeszcze finansowane z naszych podatków” – powiedział Płażyński.(PAP)
autorka: Elżbieta Bielecka
emb/ drag/
Foto: PAP/Marcin Bielecki