Zwierzęta w samolocie to rzadki widok, jeszcze rzadszy widok, gdy leci z nim parlamentarzysta, a już kompletnie niespotykane, gdy pomaga zwierzakowi z ogarniętej wojną Ukrainy, który potrzebuje szybkiego transportu do rodziny adopcyjnej.
To się nazywa mieć dobre serce dla zwierząt. Zachodniopomorski poseł Artur Łącki wracał właśnie z Sejmu z Warszawy, gdy zadzwonił do niego telefon, a głos w słuchawce błagał o pomoc w pilnym transporcie kota do Szczecina.
Kotka to uchodźczyni z Ukrainy, do tego chora na nowotwór. U rodziny ze Szczecina ma godnie dożyć swoich dni.
– Bez zastanowienia powiedziałem – tak! Dopiero później przyszła refleksja, czy aby na pewno sobie poradzę. Nigdy nie miałem kota i nie mam z nimi doświadczenia – opowiada polityk.
Problemy zaczęły się, gdy trzeba było pokonać bramki bezpieczeństwa. Kotkę trzeba było wyjąć z klatki.
– Oczami wyobraźni widziałem już siebie, jak biegam po sali odlotów z klatką w jednym ręku i smakołykami w drugim, wołając kici, kici – opowiada.
Na szczęście kotka okazała się grzeczna i bez problemów dała się wyjąć z klatki. Lot z nietypową pasażerką minął spokojnie, a na lotnisku w Goleniowie, czekała na kotkę nowa rodzina.