Wracamy do sprawy domu pomocy społecznej prowadzonego przez niedawno zmarłego księdza Andrzeja Dymera. Bliscy podopiecznych DPSu twierdzą, że dochodzi tam do wielu nieprawidłowości. Mówi córka jednej z pensjonariuszek Kamila Jokisz.
Ja jak przychodziłam w weekendy po śniadaniu, ponieważ powiedziano mi, żeby nie przychodzić wcześniej, bo trwają jeszcze prace przy podopiecznych, to mama około godziny 12 bardzo często była jeszcze w piżamie, z niezmienionym pampersem. Resztki jedzenia były na podłodze, bo mama była już niedołężna, a jedzenie zostawiano jej, żeby sama jadła, więc połowa z tego spadło na podłogę lub się na nią rozlało. Póki mogłam wchodzić do DPSu to widziałam, że jest tylko jeden lekarz rodzinny, który był dla wszystkich podopiecznych. On był w pracy raz w tygodniu, gdy podopiecznych było około osiemdziesięciu. Moja mama miała cukrzycę typu drugiego, a jej posiłki nie różniły się niczym od posiłków innych podopiecznych.
Po ukazaniu się reportażu money.pl na temat DPSu, wojewoda zachodniopomorski zapowiedział kontrole w domu pomocy społecznej prowadzonym przez Instytut. Organy miejskie próbowały wcześniej takie kontrole przeprowadzać, jednak Instytut wskazywał brak podstawy prawnej dla takich działań.
FOTO: http://insmed.com.pl/