Koszykarze PGE Spójni pokonali w Szczecnie mistrza Polski King, po dogrywce 103:101 i po raz pierwszy od powrotu do ekstraklasy w 2018 r. cieszyli się ze zwycięstwa w derbach Pomorza Zachodniego. Stargardzianie przerwali też zwycięską passę Kinga, który wygrał osiem spotkań.
Po raz ostatni mistrz Polski schodził pokonany z parkietu 13 stycznia – przez MKS Dąbrowa Górnicza.
Były to 12. derby Pomorza Zachodniego, w których do tej pory zdecydowanie lepszy bilans ma King – 10 zwycięstw.
Jak przystało na spotkanie derbowe mecz był widowiskowy i zacięty, a wynik był sprawą otwartą do ostatnich sekund zarówno normalnego czasu gry, jak i dogrywki.
Zespół trenera Arkadiusza Miłoszewskiego rozpoczął od prowadzenie 11:0, ale kolejne minuty i kwarty były wyrównane. Mistrzowie Polski mieli niewielką przewagę – wystarczy dodać, ze gospodarze prowadzili przez blisko 37 minut, a stargardzianie zalewdie przez 4 i pół minuty.
W połowie meczu King prowadził 47:41. po 30 minutach 66:64. W połowie ostatniej części był remis 75:75. Szczecinianom coraz trudniej przychodziło zdobywanie punktów z ataku pozycyjnego, grali długo, na granicy błędu 24 sekund. Defensywa Spójni – jedna z najlepszych w ekstraklasie – zmuszała ich do oddawania rzutów ze złych pozycji. Prowadzili jednak na 2 i pół minuty przed końcem 82:77.
Straty i błędy gospodarzy spowodowały, że drużyna PGE dostała szansę i wykorzystała ją. Za trzy punkty trafił w niezwykle ważnym momencie Devon Daniels IV i na 69 sekund przed końcem czwartej kwarty stargardzianie wygrywali 85:84.
Pudło Kacpra Boroskiego i kolejne straty szczecinian sprawiły, że po rzutach wolnych Benjamina Simmonsa przyjezdni wyrgywali 87:84, a na zegarze pozostała 4,1 s.
Po czasie wziętym przez trenera Kinga – Miłoszewskiego lider, rozgrywający Andrzej Mazurczak perfekcyjnie rozegrał akcję i choć był niemal sam pod koszem podał na obwód do Tony’ego Meyera, a ten równo z końcową syreną trafił za trzy punkty doprowadzając do remisu (87:87)i dogrywki. Arbitrzy długo sprawdzali czy rzut był oddany w czasie i ostatecznie potwierdzili to.
W dogrywce, mimo głośniejszego dopingu miejscowych kibiców, to stargardzianie grali lepiej i po indywidualnych akcjach Stephena Browna Jr., na którego gospodarze nie potrafili znaleźć recepty oraz “trójce” Danielsa drużyna trenera Sebstiana Machowskiego wygrywała 98:83 na 103 sekundy przed końcem.
Niesamowite akcje Darryla Woodsona i jego dwa z rzędu rzuty zza linii 6,75 m dały nadzieje mistrzom Polski i ich fanom – King przegrywał już tylko 98:100, a na 34 sekundy przed końcem był remis 101:101. Brown ponownie slalomem ominął obrońców Kinga i zdobył dwa punkty. Gospodarze mieli 10 sekund na odwrócenie losów meczu, ale kolejny rzut Woodsona za trzy punkty był niecelny.
“Gratuluję Spójni, ale gratuluję też publiczności: szczecińskiej i stargardzkiej, bo stworzyła super widowisko. Myślę, że na parkiecie też było super widowisko. W dogrywce bardzo dużo emocji. Opadliśmy w niej trochę z sił, obrona +jeden na jeden+ nie była dobra – wynikało to prawdopodobnie z braku sił koszykarzy. Nie mamy zbyt dużej możliwości rotacji składem, bo brakuje cały czas Matta Mobleya. Zabrakło też pomocy w obronie. Kontrolowaliśmy mecz, ale mogliśmy bardziej, gdyby było większe prowadzenie to gra się dużo łatwiej – przeciwnik +goni+ i denerwuje się. Spójnia prowadziła tylko cztery minuty, ale to były najważniejsze cztery minuty” – powiedział na konferencji prasowej trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski.
(PAP)
olga/ co/
Fot. PGE Spójnia Stargard